DAJ SOBIE SIEBIE
14 października o godzinie siedemnastej spotkanie z Wojciechem Eichelbergerem,wybitnym psychologiem i psychoterapeutą. Tradycyjnie już zapraszamy do Klubu Klimat. Bilety do nabycia w Punkcie Informacyjnym Galerii Sfera lub poprzez stronę> www.kobietaszczesliwa.pl, a także zamówienia telefoniczne: 501748752, 661081888.
Kupując bilet wpłaty w wysokości 45zł należy dokonać na nr konta:
68 1140 2004 0000 3802 7616 4731
z dopiskiem: Wojciech Eichelberger
PRZECZYTAJ WYWIAD!
DAJ SOBIE SIEBIE
Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem, psychologiem, psychoterapeutą, twórcą Instytutu Psychoimmunologii
Uważa Pan, że w kobietach odradza się duch czarownic. Co się za tym kryje?
Wolę czarownice nazywać wiedźmami. „Czarownica” to stygmatyzujący i poniżający wiedźmy termin używany przez inkwizycję. A wiedźma to kobieta, wyzwolona z męskiej dominacji i patriarchalnych stereotypów, która ma wiedzę - stąd wiedź -ma. Jest naturopatą, szamanka, akuszerką, zielarką, rozumie i szanuje przyrodę. Współczesne wiedźmy zbierają siły ale nie lubią rozgłosu. Mają za sobą zbiorowe traumatyczne doświadczenie zapisane w podświadomości. Bo nie zważając na wyniki wielu badań i obserwacji nasza cywilizacja ciągle tkwi w obowiązującemu od początków Oświecenia kartezjańskim, materialistycznym paradygmacie, który niestety stał się naukowym dogmatem i nadal oddziela to co widzialne i materialne od tego co niewidzialne: materię od energii, ducha od ciała, wiarę od wiedzy. Oddając to co niewidzialne religii Kartezjusz chciał przeciąć pogłębiający się konflikt między nauką i religią. Na dłuższą metę to nie mogło się udać, ponieważ świat w istocie nie jest podzielony na to co widzialne i niewidzialne. Dziś już o tym wiemy, że nie ma granicy między materią a energią - chociaż wciąż nie przebija się to do powszechnej świadomości. W metaforze oceanu, materia to fale, które przybierają swoje, odrębne kształty i zdają się żyć swoim życiem a energia, to bezforemna, spokojna i cicha głębina, z której fale się wyłaniają. Wiele wskazuje na to, że kobiety-wiedźmy nigdy nie przyjęły do wiadomości kartezjańskiego, dualistycznego paradygmatu, że przechowały w swoich sercach i umysłach intuicyjną świadomość jedności. Od zawsze pomaga im w tym doświadczenie macierzyństwa, intuicyjność i emocjonalność, lepsza świadomość ciała i poczucie więzi z rytmami przyrody. Racjonalnym, skłonnym do dogmatycznych uproszczeń mężczyznom, znacznie trudniej było i jest rozstać się z dualistyczną i materialistyczną wizją świata. Do niedawna było to tak trudne, że - według zachowanych dokumentów, przez około trzysta lat - od roku 1430 do 1776 - męskie sądy cywilne i kościelne skazały na potworną śmierć przez spalenie na stosie około 700 tysięcy kobiet. Szacuje się, że conajmniej drugie tyle zginęło bez śladu bo padły ofiarą samosądów lub zaginęły sądowe wyroki. Było to z pewnością zbiorowe męskie szaleństwo spowodowane pseudoreligijnymi motywacjami. W imię walki z Szatanem spowodowano tyle zła i cierpienia, że Szatan - o ile istnieje - do dziś zanosi się szatańskim chichotem. W istocie jednak pozbywano się mądrych, niezależnych materialnie i ideologicznie kobiet. Aby szaleństwu nadać jakieś uzasadnienie i uspokoić wyrzuty sumienia w przekazie kulturowym zdewaluowano i obrzydzono wiedźmy nazywając je czarownicami i nadając im w baśniach i opowieściach złowrogie, dziwaczne, obrzydliwe cechy charakteru i powierzchowności. Dzięki temu wszyscy wiemy, że czarownice są stare, garbate, bezzębne, mają haczykowate nosy, szponiaste palce, wydzielają straszny zapach i pożerają dzieci. A w rzeczywistości na stosach płonęły kobiety młode lub dojrzałe, z reguły piękne, umysłowo i seksualnie wyzwolone. ( Za jeden z koronnych dowodów ich konszachtów z Szatanem uznawano zdolność do przeżywania seksualnej rozkoszy.) Tak więc pojawiające się od stu lat wyraźne przejawy przebudzenia i wyzwalania się kobiet można z powodzeniem uznać za odradzanie się ducha wiedźm. Wiąże się to z dążeniem do rehabilitacji czarownic. W paru miejscach Europy rehabilitacja czarownic przybrała już nawet formę procedur prawnych. Obecnie proces powrotu wiedźm wyraźnie przyspiesza. Widać je wszędzie: w polityce, w biznesie, w administracji, w sądownictwie, w nauce, w medycynie - szczególnie tej alternatywnej -, w ruchach ekologicznych, w organizacjach pomocowych i charytatywnych, w NGOsach, w edukacji, w nowatorskich szkołach psychoterapii, w ezoteryce, w tradycyjnych religiach, w różnorakich szkołach i praktykach rozwoju duchowego, w kulturze, sztuce i w sporcie. W tym kontekście to, co obecnie dzieje się w Polsce, w Europie i na świecie wygląda na rozpaczliwą próbę zawrócenia koła historii, na patriarchalną kontrrewolucję, która w gruncie rzeczy jest patriarchalną czkawką albo wręcz łabędzim śpiewem. Trzeba zrobić wszystko co możliwe by ten łabędzi śpiew nie przybrał formy kolejnej, bezsensownej, męskiej wojny wszystkich ze wszystkimi. Niestety jak uczy historia wojny zbyt często prowokowane były nadmiarem lub deficytem testosteronu w organizmach męskich przywódców politycznych. Tak czy owak, prędzej czy później skala i oczywistość popełnionych błędów skłonią nas zakończenia wojny płci i oparcia wzajemnych stosunków na autentycznej miłości, szacunku i zaufaniu.
.
Coraz częściej mówi się o kryzysie męskości i o tym, że kobiety są za bardzo wyemancypowane. Mój znajomy uważa, ze jeśli kobiety zaczną rządzić światem, to będzie bezpiecznie, poukładane, ale nudno, bo to mężczyźni poszukują, mają szerszą wyobraźnię i napędzają rozwój.
Gdy mężczyźni realnie podzielą się władzą to będą mieli więcej czasu i energii na poszukiwania i kreatywność. Poza tym od jakiegoś czasu w psychologii mówi się o zacieraniu się mentalnych i kulturowych różnic między płciami. Przyczynia się do tego emancypacja kobiet i spowodowana nią rewolucja kulturalna i obyczajowa. Wiele z tych różnic powstało bowiem na zasadzie samospełniających się kulturowych stereotypów. Na szczęście jednej, pięknej różnicy między płciami nie uda się chyba w żaden sposób zatrzeć...
Też bym tego nie chciała...
Mimo trwającej rewolucji przypisywanie obu płciom konkretnych kulturowo generowanych cech i właściwości ciągle ma się dobrze. Są też jednak widoczne postępy. Kiedyś z grupą kolegów - ojców synów - sprawdziliśmy w jakie cechy chcielibyśmy wyposażyć swoje córki, gdybyśmy je mieli.
Okazało się, że lista pożądanych cech charakteru córek niczym się nie różniła od tego czego chcieliśmy dla naszych synów. Znalazły się na niej: odwaga, dzielność, waleczność, autonomia, odpowiedzialność, sprawczość, sprawność, determinacja, dyscyplina, kreatywność, wyrazistość, spójność, nonkonformizm a także: mądrość, wrażliwość, empatia, ciepło, zdolność do kochania, poczucie humoru. Nie znaleźliśmy żadnej cechy, która była by przypisana tylko jednej płci. Tak więc można mieć nadzieję, że córki mają się coraz lepiej. Niestety w przypadku chłopców kulturowo polecieliśmy od ściany do ściany. Od conajmniej pokolenia tłumimy chłopięcą odwagę, waleczność, agresję i dzielność, bo niesłusznie przyjęliśmy, że te męskie cechy popsuły nam świat. Tych cech nie należy zwalczać tylko uzupełniać wrażliwością, empatią i współodczuwaniem. Zwalczając je wyhodowaliśmy pokolenia metroseksualnych chłopców, zdobywających się na akty odwagi i waleczności jedynie w Internecie i w grach on-line. W rezultacie dziewczyny ich nie chcą - bo są za mało męscy. A jeśli mężczyźni chcą nie bać się współczesnych kobiet i być dla nich kimś wartym grzechu to raczej powinni stawać się bardziej męscy - bo od 20 lat dominującym w popkulturze kobiecym wzorcem stała się piękna wiedźma-wojowniczka.
Czyli żyjemy w czasach silnej kobiety i słabego mężczyzny?
Na to się zanosi. Ale jeszcze ciągle siła i odporność nie do końca zależą od płci. Kobiety radzą sobie lepiej w jednych sytuacjach a mężczyźni w innych. Na przykład finansowe i wizerunkowe kryzysy nie uderzają w kobiety tak silnie jak w mężczyzn. Nie znaczy to jednak, że kobiety są bardziej odporne na wszelkie życiowe upadki. Zdecydowanie trudniej niż mężczyźni przeżywają niepowodzenia w związkach i wychowaniu dzieci. Są to bowiem sprawy związane z ich tradycyjnym etosem i odpowiedzialnością. Ale ten najczęstszy w dzisiejszych czasach rodzaj kryzysu - finansowy, wizerunkowy, wykluczeniowy - boli je mniej niż mężczyzn. Łatwiej im się też w trudnych chwilach przyznać do porażki i zwrócić się o pomoc. Bo, ciągle jeszcze, ktoś prędzej "przytuli" przegraną kobietę niż pokonanego mężczyznę.
Młodzi ludzie coraz częściej korzystają z porad psychologów, psychiatrów, nie radzą sobie z rzeczywistością, mają depresje. Jak mogą na to reagować rodzice, opiekunowie?
Młodzi ludzie mają naprawdę trudno. Epidemiczna skala młodzieńczej depresji wiążą się z ogromnym przyspieszeniem zmian kulturowych i obyczajowych i z coraz mniej przewidywalną przyszłością. W dodatku w przyszłość coraz trudniej zobaczyć coś pogodnego. Świat jest w kryzysie. Skostniała, anachroniczna edukacja nie nadąża za zmianami, nie przygotowuje do życia i nie uczy prawie niczego co mogłoby uwrażliwiać młodzież na realne problemy ludzkiego świata i całej planety. Żadne z poprzednich pokoleń nie żyło w tak trudnym świecie. Fala neokonserwatyzmu, dogmatyzmu, rasizmu, nacjonalizmu i agresji, która zalewa świat i uwodzi serca młodych ludzi jest rozpaczliwą próbą poradzenia sobie z rodzącą bezradność i depresję nieprzewidywalnością. Ponieważ jest to strategia zachowawcza, nie odpowiadająca na pilne, globalne problemy gwałtownie zmieniającego się świata więc musi się skończyć niepowodzeniem, które niestety może przybrać wymiar cywilizacyjnej katastrofy. Wszyscy z głębi duszy zdajemy sobie z tego sprawę ale mimo to nowe, niespotykane dotąd problemy próbujemy rozwiązać starymi metodami. To tak jakby komputer próbować naprawić młotkiem. W tej sytuacji rodzice mogą zrobić, moim zdaniem, tylko jedno: stawać się dla dzieci, wzorcem odważnych, nonkonformistycznych, otwartych, wrażliwych, poszukujących i rozwijających się ludzi.
Powiedział Pan kiedyś, że najszczęśliwszy jest ten, który niczego nie potrzebuje. Ale przecież dążenie do celu, jego wyznaczanie powoduje, że ludzie są radośni, mają po co żyć.
Kiedyś Budda zapytał ucznia: - Dlaczego praktykujesz medytację? Ten odpowiedział: - Bo chcę być szczęśliwy.Na co Budda: - Odrzuć Ja, odrzuć chcę i odrzuć koncepcję szczęścia - wtedy znajdziesz to czego szukasz.
Mamy wzorce i wyobrażenia szczęścia, które w ogóle nie czynią nas szczęśliwymi.Najgroźniejsz
Od 40 lat praktykuje Pan zen. Prawie 20 lat temu w książce „Pomóż sobie, daj światu odetchnąć”, gdzie opisał Pan początki swoich poszukiwań, tak mówił Pan o tym co daje praktyka zen: „Mam poczucie, że dzięki praktyce zen stałem się innym człowiekiem, wziąłem ostry zakręt. Moje życie biegło przedtem koleiną, której kres można było łatwo przewidzieć. Teraz jest ogromną przygodą ze sobą i ze światem. Ale jednocześnie trudno o tej zmianie mówić. Ona przebiega tak naturalnie. Podobnie jak wtedy, gdy człowiek rośnie. Nie bardzo zdaje sobie z tego sprawę i dopiero ludzie wokół mu to uświadamiają. Pod wpływem praktyki zen człowiek wzmacnia się, staje się odporniejszy na różne trudne i nieoczekiwane sytuacje. Doświadczenie zen wiąże się ze świadomością, że każdy ma udział w tym, co go spotyka. Praktyka zen szybko zmienia ludzi. Wzmacnia wewnętrznie, co przejawia się w codziennym życiu, w sposobie bycia, w stosunkach z ludźmi.”
Minęło kolejne 20 lat. Jak jest teraz?
Nie dowiedziałem się niczego, czego wcześniej nie wiedziałem -
ale to, czego się dowiedziałem jest bezcenne :)
.
Naszemu październikowemu spotkaniu daliśmy tytuł: „Daj sobie siebie”.Jak to zrobić?
Najprościej mówiąc: Naucz się sobie i innym wybaczać, zaakceptuj swoją przeszłość, doceń lekcję jaką ci dała, wyciągnij wnioski ze swoich błędów i nie bój się ważnych, trudnych pytań. Bo mierząc się z takimi pytaniami, uświadamiając sobie naszą bezradność, pojmujemy ile mamy do zrobienia - a wtedy z większą powściągliwością mówimy innym, co powinni myśleć, w co powinni wierzyć i co robić. Wtedy też odkryjemy, że wszyscy mamy w sercu GPSa, który nas nieomylnie prowadzi ku naszemu prawdziwemu ja.
x
Rozmawiała: Beata Znamirowska Soczawa
WOJCIECH EICHELBERGER , wybitny psycholog, psychoterapeuta,trener, coach. Twórca idei i programu Instytutu Psychoimmunologii IPSI, którego misją jest humanizowanie biznesu. Autor wielu bestselerowych książek z pogranicza psychologii, duchowości i antropologii. Znany z felietonów i wywiadów prasowych, radiowych. Prowadził trzy telewizyjne programy w TVP: „Jesteś tutaj”, „Okna” i „Nocny Stróż”. Na okładkach swoich książek umieszcza hasło: Daj sobie spokój, które rozwija: „Nie licz na to, że inni dadzą ci spokój. Tylko ty sam możesz go sobie dać”.
Rocznik urodzenia: 1944. W 1968 ukończył studia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Po studiach przez trzy lata pracował w placówkach lecznictwa psychiatrycznego, m.in. w eksperymentalnym Oddziale Leczenia Odwykowego. W 1970 podjął kilkuletnie studia doktoranckie w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, zakończone absolutorium. W latach 1972-1973 uczestniczył w przygotowaniach do programu środowiskowej terapii schozofrenii „Synapsis”, a w roku 1973 współtworzył nowatorski Oddział Terapii i Rozwoju Osobowości OTIRO. Współzałożyciel Fundacji Masculinum. Stypendysta Instytutu Psychoterapii Gestalt w Los Angeles i Zen Center of Rochester.
Autor książek
• Elementarz Wojciecha Eichelbergera dla kobiety i mężczyzny
• Kobieta bez winy i wstydu
• O co pytają dzieci? O miłości i wychowaniu
• Pomóż sobie, daj światu odetchnąć
• Superwizja
• Zdradzony przez ojca
• Życie w micie, czyli jak nie trafić do raju na niby i odnaleźć harmonię ze światem
• Quest Twoja droga do sukcesu/współautor
Co z tym światem
Mężczyzna też człowiek
Męskie półświata (współautor)
Zatrzymaj się
Ciałko
Jak wychować szczęśliwe dzieci.
Sny, które budzą.
Zbiegniew Lew-Starowicz w Bielsku-Białej 17 czerwca
„Kobieta Szczęśliwa” i Redakcja „Lady`s Club” zapraszają na spotkanie ze znanym, charyzmatycznym seksuologiem i psychiatrą, Zbigniewem Lwem Starowiczem.
Profesor będzie naszym gościem siedemnastego czerwca, spotkanie odbędzie się w Klubie Klimat w Galerii Sfera o godzinie siedemnastej. Bilety można kupić na stronie www.kobietaszczesliwa.pl, w naszej redakcji przy ul. 11 Listopada 10/pięć oraz w Punkcie Informacyjnym Galerii Sfera.
Zapisy i informacja telefoniczna: 881 488 308, 501 748 752
18 czerwca zapraszamy na warsztaty z Alicją Długołęcką, edukatorką seksualną, która od ponad 20 lat zajmuje się promowaniem zdrowia seksualnego, zwłaszcza kobiet. Jest autorką wielu książek i felietonów prasowych oraz bliskim współpracownikiem profesora Starowicza. Warsztaty odbędą się w siedzibie „Kobiety Szczęśliwej” w Bielsku Białej przy ul. 11 Listopada 10/dziewięć.
Zapisy i informacja telefoniczna: 881 488 308, 501 748 752
Zbigniew Lew Starowicz: najpopularniejszy polski psychiatra, ekspert z zakresu seksuologii i konsultant krajowy w tej dziedzinie oraz psychoterapeuta. Profesor nauk medycznych. Medycynę ukończył na Wydziale Lekarskim Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, jest też absolwentem filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tytuł doktora z zakresu seksuologii otrzymał w 1dziewięćset 81 roku i od tego momentu stał się dla Polaków wyrocznią w sprawach seksu. Obecnie wykłada w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie oraz w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego jako profesor i kierownik Zakładu Seksuologii Medycznej i Psychoterapii. Wielokrotnie powoływany na prezesa polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Jest autorem licznych prac z zakresu psychiatrii, a zwłaszcza seksuologii. Opublikował wiele pozycji popularnonaukowych. Współpracował ze stacją telewizyjną TVN Med, w której był prowadzącym programów na temat seksuologii. Zajął się także działalnością jako biegły sądowy. Swoją karierę i poglądy doskonale opisał w wywiadzie biograficznym pt. „Pan od seksu”. Autor licznych książek jego pierwsza książka pt. „Eros, natura i kultura” została wydana w
1dziewięćset siedemdziesiątym 3 roku. Polecamy cykl jego książek, gdzie szczegółowo wyjaśnia pojęcia dotyczące każdego człowieka: „O Kobiecie”, „O mężczyźnie”, „O miłości”, „O Rozkoszy”, „Ona i On po seksie”. Wraz z synem dr hab. Michałem Lwem Starowiczem prowadzi w Warszawie Centrum Terapii Lew Starowicz.
Wywiad specjalnie dla Lady`s Club I "Kobiety Szczęśliwej
Nie znoszę modowej presji
O nowych pojęciach związanych ze sferą intymną ze Zbigniewem Lwem-Starowiczem rozmawia Beata Znamirowska Soczawa
- Panie Profesorze, w naszym słowniku codziennym zaczęły funkcjonować nowe określenia, które dotyczą nowych trendów w życiu intymnym. Chciałam zapytać o Pana zdanie dotyczące niektórych z nich. Na początek zajmijmy się „poliamorią”, czyli związkiem miłosnym z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie.
- To jest możliwe i zdarza się nie od dziś. Jak najbardziej jesteśmy w stanie kochać i pożądać więcej niż jedną osobę w tym samym momencie. Jednak są to związki oparte na namiętności, dużym pożądaniu, a uczucia mogą być płytkie, naskórkowe. Miłość, taka prawdziwa, to chęć uszczęśliwiania drugiej osoby. W tym znaczeniu poliamoria nie wyczerpuje reguły miłości, bo nawet jeśli, jak w krajach skandynawskich, jest przyzwolenie wszystkich zainteresowanych na związek wieloosobowy, to i tak ktoś może czuć się zdradzany, nie mieć komfortu i poczucia szczęścia w takim układzie. Jest to też dobre wytłumaczenie, pretekst dla osób, które chcą żyć z więcej niż jedną osobą. Ludzie są zróżnicowani. W niektórych kulturach występują związki poligamiczne, zazwyczaj to mężczyźni mają kilka żon, ale na przykład w Tybecie kobieta może mieć więcej mężów. I takie związki się sprawdzają pod różnymi względami. Monogamia wiąże się z budowaniem gniazda i chęcią chronienia go, utrzymania. W przyrodzie jest wiele przykładów monogamii, na przykład tak żyją łabędzie. Trafiają do mnie pacjenci, którzy są w związku z dwiema osobami. Poliamoria istnieje, funkcjonuje, tylko wielu ludziom trudno zaakceptować i zrozumieć ten fakt.
- Od niedawna wraca się do pojęcia „telegonii” czyli teorii dziedziczenia, według której mężczyźni mogą wpływać na cechy genetyczne potomstwa kobiety, której byli pierwszym partnerem seksualnym, nawet jeśli ojcem dzieci jest inny mężczyzna. Pierwszy partner seksualny odciska coś w rodzaju stempla biologicznego na jajnikach kobiety. Zauważono to u zwierząt, gdzie dziedziczenie widoczne jest głównie po cechach zewnętrznych. U ludzi natomiast telegonia objawia się głównie w cechach charakteru dziecka.
- Rzeczywiście pojawiła się taka teoria, ale to na razie hipoteza, nie ma jeszcze dostatecznej wiedzy naukowej i badań na ten temat. Jednak jest ona niezwykle ciekawa, dotyczy dziedziczenia DNA pierwszego partnera matki.
- Czy w związku z tym ważne jest, z kim kobieta traci dziewictwo, zwłaszcza przy obecnej zmianie obyczajowości związanej z wielością partnerów?
- Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Gdyby teoria telegonii została potwierdzona naukowo, to na pewno warto się zastanowić, jaki powinien być nasz pierwszy partner. I warto to robić. Podam dwa przykłady: kobieta z małej miejscowości pierwszy stosunek seksualny odbyła ze swoim świeżo poślubionym mężem. Było to dla niej traumatyczne przeżycie, bolesne, upokarzające. I tak już zostało. Została żoną, matką, ale nigdy nie poznała radości seksu. Nie odważyła się na jakikolwiek inny związek. Czy więc ta wierność pierwszemu partnerowi opłaciła jej się w sensie życiowym, w dążeniu do szczęścia, zadowolenia z życia? Nie, bo całe życie cierpiała i nie była z niczego zadowolona. Inna kobieta, z dużego miasta straciła dziewictwo na imprezie, po wpływem alkoholu i do końca nie wiedziała z kim. Czy to oznacza, że już nigdy nie będzie mogła się zakochać i czerpać radości z seksu? Może tak być, jej kolejne związki mogą być powierzchowne, seks może być nałogiem jak palenie papierosów. Ale może też znaleźć ważnego dla siebie partnera i być szczęśliwą. Ile ludzi, tyle dróg do seksualnego spełnienia. Pierwszy raz dla każdej kobiety jest ważny i zazwyczaj pamięta ten fakt do końca życia. Ale niekoniecznie musi mieć wpływ na jej kolejne wybory partnerów, na jej zadowolenie i poczucie spełnienia. Na to wpływ ma wiele czynników, nie tylko okoliczności utraty dziewictwa.
- Pojawia się coraz więcej gabinetów sex coachingu. Czy wypełniają one lukę między poradniami K a seksuologami?
- Mam trochę cyniczne podejście do sex coachów, chociaż niektórzy z nich robią wiele dobrego. Ludzie mają obecnie wielką potrzebę szukania prawdy o swojej seksualności. Zamiast czytać dobre poradniki, a jest ich dużo na rynku księgarskim, wolą iść pogadać na ten temat, wziąć udział w warsztacie, wykładzie, terapii seksualnej. Trenerzy seksualni mogą pomóc, potrafią otworzyć zakryte obszary, o ile robią to z głową. Media bardzo kreują sex coaching, trzeba jednak pamiętać, że jest to forma pośrednia, nie medyczna. I trzeba uważać, bo w niektórych tego typu gabinetach można się spotkać z nadużyciami. Na przykład są miejsca, gdzie uczy się całowania, dotyku miejsc intymnych. Może to i dobre, o ile nie przekracza się pewnych granic. Myślę, że dla osób ze skłonnościami terapeutycznymi jest to droga do znalezienia niekonwencjonalnej pracy. Fajnie jest porozmawiać z kimś o seksualności, ważne jest jednak, aby ten, kto uważa się za sex coacha na prawdę wiedział, co robi i nie namieszał komuś w głowie.
- A gadżety erotyczne? Co Pan o nich sądzi?
Jak ktoś chce, niech używa. Jeśli ludzie uważają, że to ubogaca ich życie erotyczne, to niech używają. Trzeba jednak pamiętać, że jest to tylko namiastka na przykład genitaliów drugiej osoby. Jestem generalnie przeciwnikiem narzucania sztucznej mody na zabawki seksualne. W każdej telewizji śniadaniowej czy prasie kobiecej zachęca się, prezentuje różne utensylia intymne. Są ładne, kolorowe i często u odbiorców powstaje frustracja: jejku, inni używają, a ja nie. Jestem do tyłu, jestem staromodny, nie nadążam za modą, a więc jestem beznadziejny i do niczego. A jak już ktoś kupi taką zabawkę i nie wie, jak jej użyć, albo użyje i okazuje się, że nic, zero podniecenia, zero emocji, zero spełnienia to dopiero jest frustracja. Inni coś czują, a ja nie. Co jest ze mną nie tak. To właśnie efekt takich sztucznie wywoływanych trendów. Nie cierpię tych haseł: kup suplement, a będziesz miał potencjał buhaja, kup gadżet, a twoje życie seksualne będzie fantastyczne. Gadżety erotyczne maja być tylko dodatkiem, przyjemnością, zabawką, a nie narzędziem do rewelacyjnego spełnienia. To się nie uda. Co innego, jeśli chodzi o singli. Do tej pory problem rozładowania napięcia seksualnego załatwiała masturbacja. Zabawki erotyczne mogą ją wspomagać i singlom akurat może to się przydać. Podobnie jak osobom po operacjach, które muszą rehabilitować narządy intymne. Wtedy niektóre rodzaje wibratorów są bardzo przydatne. Natomiast jak najbardziej jestem za używaniem przez kobiety kulek Gejszy do ćwiczeń mięśni Kegla.
W maju pojawia się na rynku Pana nowa książka „Rozmówki małżeńskie”. O czym są te rozmówki?
To w zasadzie słownik wzajemnego zrozumienia. Z mojej wieloletniej praktyki wynika, że partnerzy płci przeciwnej w ogóle nie rozumieją, co się do nich mówi i co druga strona ma na myśli. Czasami terapia u mnie polega po prostu na tłumaczeniu, co jedno chce powiedzieć drugiemu. Na przykład ona mówi: Ty mnie nie rozumiesz. Mężczyzna analizuje i zastanawia się, czego nie rozumie, co powinien powiedzieć, co zrozumieć. A kobiecie nie chodzi o logiczne zrozumienie tylko o to, aby on czuł to co ona, aby myślał, tak jak ona i ją wspierał. To dwa różne komunikaty. Podjąłem więc trud wyjaśniania kilkudziesięciu najpopularniejszych sformułowań, które zazwyczaj prowadzą do głębokich konfliktów, frustracji i niezrozumienia między płciami. Wyjaśniam też różnice w mowie ciała kobiet i mężczyzn, bo komunikacja szwankuje nie tylko w sferze werbalnej, ale także w sferze gestów i zachowań.
Pytanie od jednej z naszych czytelniczek. Kiedy zacząć rozmawiać z dzieckiem o sprawach seksu i co zrobić, jak dziecko nakryje rodziców podczas uprawiania miłości?
Nic nie robić. Może nie kontynuować akcji, ale zaprosić dziecko do łóżka, powiedzieć, mu, że mama i tata okazują sobie czułość, że wszystko jest w porządku, nikt nikomu nie robi krzywdy, przytulić i uspokoić dziecko, pokazać mu więź między rodzicami i nim. Jeśli chodzi o rozmowy, to najlepszym momentem jest ten, w którym dziecko samo zaczyna się tym interesować, pyta na przykład o różnice w budowie anatomicznej albo o cokolwiek innego. Nie należy go zbywać, tylko dać mu jakąś konkretną odpowiedź
Zbliżając się do pięćdziesiątki napisałam w formie terapii książkę dla kobiet pt. „Teraz mogę wszystko”. Czy Pana dojrzałe pacjentki są otwarte na odkrywanie swojej seksualności, czy raczej zamykają się w sobie? Cyz uważają, że mogą spróbować wszystkiego?
Oczywiście bywa różnie, ale mam refleksję na temat kobiet dojrzałych, w okresie menopauzy. Profil kobiety niewątpliwie się zmienił. Kobiety doznały trzech rewolucji obyczajowych: emancypacji, tabletki antykoncepcyjnej i teraz odkrycia swojego potencjału seksualnego i wpływu własnej seksualności na swoje życie i zachowanie. Kobiety żyją coraz dłużej, dla wielu z nich przy obecnych środkach farmakologicznych i terapii menopauza to tylko epizod. Nie są już tak, jak dawniejsze pokolenia, zniszczone licznymi ciążami, są sprawne, zaradne, często niezależne materialnie, mają udane życie zawodowe i kariery, ogarniają wszystko. Niestety, mężczyźni za nimi nie nadążają. Kapcanieją. Szkoda. Jak studiowałem, to na uczelni kobiety były zjawiskiem, dziś wśród studentów trudniej znaleźć mi mężczyzn. Gdzie oni się podziewają? Dlaczego nie interesują się tak wieloma rzeczami, jak panie? Kobiety mają wiele możliwości dbania o siebie, począwszy od wyglądu po rozwój intelektualny. Korzystają z niesamowitej ilości warsztatów, wykładów, spotykają się we własnym gronie nie po to, aby plotkować, ale żeby się rozwijać. Pomagają im w tym liczne czasopisma, programy telewizyjne, nowe kierunki studiowania. Uważam, że media odmieniły życie kobiet, natomiast zupełnie zapomniały o mężczyznach. Dla nich oferta jest zdecydowanie uboższa, i to jest niedobrze.
Podsumowując więc tą rozmowę, zapraszamy na spotkanie z Panem nie tylko kobiety. Wszystkich otwartych i zamkniętych na nowości mężczyzn też. Przyjdźcie, posłuchajcie, będzie ciekawie. Zapraszamy siedemnastego czerwca do Klubu Klimat w Bielsku Białej.
UWAGA! KONKURS:
Spotkanie z profesorem Starowiczem jest drugą propozycją „Kobiety Szczęśliwej” po niezwykłym wykładzie i warsztatach z Katarzyną Miller.
Szukamy nazwy dla cyklu spotkań ze znanymi ludźmi. Osoba, której pomysł będzie nam się najbardziej podobał i skorzystamy z jej inspiracji, otrzyma wejściówkę na cztery kolejne spotkania z gwiazdami.
Propozycje do 30 kwietnia proszę przysyłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
Foto: EMPIK
Warsztat: Odrzuć cumy. Steruj swoim życiem :)
Właśnie w tej kolejności.
Co się dzieje kiedy najpierw łapiemy za sterowanie życiem a cumy wciąż trzymają nas w miejscu?
Jeśli znasz sytuację, w której powtarza się po raz drugi czy trzeci ten sam schemat w Twoim życiu...
Jeśli znasz uczucie stojące za słowami "czemu znów mi się to przytrafia"...
Jeśli doświadczasz, że kolejny raz Twoje postanowienie zmiany - nawet drobnej - wisi na włosku...
powered by Nataltec 2014